Wybory senackie pozwalają sprawdzić różne wyobrażenia na temat wymarzonego przez wielu systemu JOW/FPTP. Poprzednia notka próbowała pokazać, jakie jest znacznie osobistych cech kandydata i jego konkurentów. Linkowana w niej ekspertyza zwracała z kolei uwagę, jak duże znaczenie mają ewentualne porozumienia o wspólnym wystawianiu kandydatów czy odpuszczanie okręgów przez partie. Dziś kolejny krok – jak wrażliwy jest ten system na strategiczne przetasowania i przesunięcia na scenie politycznej.
Na problem zwróciły moją uwagę pytanie Mariusza Wisa z Ruchu JOW (tu i tu). Streszczając – co by się stało, gdyby Ruch Palikota wystawił swoich kandydatów do Senatu oraz dlaczego w brytyjskich wyborach 2010 Liberalni Demokraci dostali tylko 57 mandatów (mniej niż w 2005), choć zdobyli 23% głosów (wzrost o 1%), podczas gdy przegrana Partia Pracy, mając raptem 6% poparcia więcej, dostała mandatów 258 – prawie pięć razy tyle!
By pokazać, jak to wszystko działa, można przyjrzeć się 5 scenariuszom. Celem eliminacji osobistych składowych (jak pokazano w poprzedniej notce przesuwają one równowagę lokalnie, lecz w skali kraju efekt netto jest znikomy), wziąłem pod uwagę wyniki wyborów sejmowych w okręgach senackich. Przyjąłem też założenie, że wszystkie partie wystawiają wszędzie kandydatów i nie pojawia się żadna nowa siła, która osłabia którąś z nich (tak jak Obywatele do Senatu osłabiali kandydatów PO). Przy takim punkcie wyjścia rozpatrzyłem efekty połączeń partii/elektoratów i przesunięć poparcia pomiędzy nimi.
Gdyby przyjąć powyższe założenia i zostawić poparcie partyjne tak, jak wyglądało w dniu wyborów, PO zdobyłaby 66 mandatów, zaś PiS 34. Kolejne scenariusze są takie:
1) Dochodzi do połączenia elektoratów SLD i RPl. Ugrupowanie, które nazwałem sobie „Lewica i Palikot” – dalej LiP – dostaje 18,3% głosów. Reszta bez zmian.
2) LiP jak wyżej – do tego PiS przejmuje cały elektorat PSL.
3) LiP przejmuje co piątego wyborcę PO (w każdym okręgu); PiS i PSL bez zmian.
4) PiS wzmocniony jak w scenariuszu 2, LiP – jak w scenariuszu 3.
5) Wzmocnienie PSL – odbiera co piątego wyborcę PiS a do tego połowę wyborców SLD (reszta zostaje w LiP-ie). PO bez zmian.
Wyniki przy każdym scenariuszu pokazano na wykresie. Po prawej, w pełnych barwach, podział mandatów w Senacie. Po lewej, w barwach stonowanych, generalne poparcie w procentach.
1) Wyjściowego podziału nie podawałem, bo jest identyczny z pierwszym scenariuszem. Połączenie sił lewicy, bez osłabienia PO przez OdS i przewag personalnych, nie daje jej i tak ŻADNEGO mandatu.
2) PiS depcze PO po piętach w procencie głosów (mniej niż 1 punkt różnicy), lecz zdobywa na tym tylko 8 dodatkowych mandatów. Ten jeden procent przewagi daje PO i tak bezpieczną większość.
3) Strata co piątego wyborcy na rzecz lewicy oznacza stratę przez PO co szóstego mandatu. Jednak tylko 9 przypada LiP-owi – dwa zyskuje PiS. Różnica niecałych 4% pomiędzy PiS a LiP przekłada się na 4-krotną przewagę w liczbie mandatów. PO z mniej niż jedną trzecią głosów ma dalej swobodną większość w Senacie.
4) Osłabienie PO przy wzmocnieniu PiS zmienia diametralnie sytuację. Teraz PiS ma samodzielną większość przy mniej niż 40% poparcia. LiP na takim wzmocnieniu PiS traci ponad połowę mandatów w porównaniu ze scenariuszem 3, natomiast PO jakiś co piąty mandat.
5) PSL-owi te dobre kilkanaście procent wystarcza do zdobycia takiej liczby mandatów, którą LiP miał dopiero po przekroczeniu 25%. Jednak kluczowym efektem osłabienia PiS jest miażdżąca przewaga PO. Niecałe 40% głosów przekłada się teraz na prawie 3/4 mandatów.
Skąd takie skoki i kompletnie nieintuicyjne wyniki? Rzecz bierze się z różnych rozkładów poparcia pomiędzy okręgami. Te same procenty ogółem mogą się skupiać w jednych okręgach lub rozkładać równo we wszystkich. Kombinacja takich czynników daje kompletnie nieprzewidywalne wyniki.
To nie jest teoria – świetnie to widać na przykładzie Kanady. W 2006 roku Konserwatyści wygrali wybory zdobywając 36% głosów, co dało im 124 miejsca na 308 – daleko od większości. W pięć lat później zdobyli już 166 mandatów i samodzielną większość. Owszem uzyskali o 3% wyższe poparcie, jednak kluczowe było to, że dwie kolejne partie w poprzednich wyborach – liberałowie i Blok Quebecki – wpadły w tarapaty i zostały wyprzedzone przez Nowych Demokratów. Zmieniła się przy tym zupełnie przestrzeń wyborcza.
Jak wyglądają rozkłady poparcia dla PO i PiS w 100 okręgach senackich, pokazuje kolejny wykres. Zaznaczono na nim, w ilu okręgach dana partia ma poparcie w danym przedziale:
Każda z partii ma jakieś skrzywienie względem rozkładu normalnego, tyle tylko, że inne. PO ma „pik” ciut powyżej swojej średniej, PiS natomiast – ciut poniżej. To zapewne przesuwa równowagę pomiędzy partiami. Stąd taki sam generalny wzrost poparcia, jeśli jest równomierny, nie musi się przekładać na taki sam wzrost liczby zdobytych mandatów.
Z kolei PSL ma poparcie znacznie bardziej skoncentrowane niż lewica. Dlatego też, przy tym samym procencie ogółem, ma szansę na zdobycie większej liczby mandatów. Brytyjscy liberałowie cierpią z tego dokładnie powodu – przestrzenna konfiguracja ich wyborców jest niekorzystna, gdy tymczasem labourzyści i konserwatyści mają tu przewagę.
Uzależnienie od tak nieoczywistych problemów jest jedną z kluczowych słabości systemu FPTP. Otwiera też drogę do manipulacji przy wyznaczaniu granic okręgów wyborczych. Czy dzisiejsza przewaga PO jest tego efektem? O tym będzie kolejny odcinek powyborczych analiz.