Archiwa tagu: lewica

Lipcowe sondaże, lipne prognozy

Czy lipcowe sondaże to źródło lipnych prognoz? W uzupełnieniu do tekstu w Tygodniku Powszechnym trzy wykresy pokazujące przywołane tam dane.

Najpierw zestawienie średnich lipcowych sondaży z 16 ostatnich lat. Wyróżniono dominujący duet, dwóch mniejszych udziałowców „bandy czworga” oraz pozostałych, pokazanych jako jedna kategoria. Nazwy bez wnikania we wszystkie metamorfozy:

Twierdzenie, że w Polsce pogłębia się polaryzacja to – w świetle tych danych – raczej myślenie życzeniowe. Może to jednak tylko cisza przed burzą? Wykluczyć się tego nie da, lecz jak dotąd zmiany szły częściej w stronę depolaryzacji niż polaryzacji. Na początek porównanie według partii:

Niewielką polaryzację widzieliśmy przed 16 laty. Od tego czasu nasz osławiony „duopl” wychodził z kampanii osłabiony. Osiągnięcie przez PiS „czwórki z przodu” wymagałoby odwrócenia trendu, dość tu jednak widocznego, nawet jeśli to tylko cztery przypadki.

Można to jednak też pogrupować inaczej, uwzględniając pozycję względem władzy i rankingi. Wygląda to wtedy tak:

Generalnie spodziewać się można jeszcze całkiem znaczących zmian, choć lipcowe radości z miejsca na sondażowym podium w pięciu na sześć przypadków przynosiły potem rozczarowanie. Choć z drugiej strony trzeba mieć też na uwadze, że w ostatnich miesiącach sytuacja była całkiem stabilna:

Żadnego tsunami tu na razie nie widać, zaś ewentualne „równie pochyłe” to na razie są takie raczej „płaskawe”. Media są złaknione dramatycznych zwrotów akcji, lecz wygląda na to, że im bardziej ich pragną, tym bardziej ich brakuje. Walka jest wyrównana a słabości wszystkich pięciu stron na razie nie zapowiadają gwałtownych zmian. Pewnie jednak stopniowo rozgorączkowanie będzie mieć głębsze źródła. Do tego przyjdzie wrócić w pierwszych dniach września.

PS. Wyjaśnienia co do metodologii – wszystkie sondaże i wyniki są standaryzowane tak, że pominąłem niezdecydowanych oraz te partie, które ani w lipcowych sondażach, ani w październikowych wyborach, nie przekroczyły 2%.

Darczyńcy zwycięzcy

Podobnie jak w roku 2011, zwycięzca wyborów nie mógłby się cieszyć z ich jednoznacznego wymiernego rezultatu, gdyby nie prezenty otrzymane od konkurencji. Rozbicie głosów na dwie listy, zabiegające o podobnych wyborców, daje dodatkowe mandaty innym partiom. Łatwo to sprawdzić dodając poparcie takich list i przeliczając mandaty. Daje to trzy podstawowe scenariusze oraz ich różne kombinacje.

W pierwszym scenariuszu Miller i Palikot nie tylko przekazują Nowackiej przywództwo w Zjednoczonej Lewicy, lecz potwierdzają to osobistym wycofaniem się z wyborów. Odbierają tym samym partii Razem uzasadnienie startowania osobno. Głosy na obie listy się sumują, co pozwala przekroczyć liście Zjednoczona Lewica Razem nawet koalicyjny próg.

W drugim scenariuszu po przegranych wyborach prezydenckich w PO uruchamiany jest ostry program naprawczy, zakładający też wymianę lidera. Jego elementem jest otwarcie się na inicjatywę Ryszarda Petru. Wspólna lista Nowoczesnej Platformy Obywatelskiej dostaje 31,7% głosów – prawie tyle, co PiS w 2007 roku.

W trzecim scenariuszu głosy oddane za komitet Zygmunta Stonogi przypadają Korwinowi. To akurat tyle, ile potrzeba do przekroczenia progu. Na obrazku pokazano też podział mandatów dla współwystępowania scenariuszy Zjednoczona Lewica Razem oraz Korwin Stonogi, ZLR i NPO oraz wszystkich trzech jednocześnie.

2015 integracjaDwa pierwsze scenariusze odbierają większość PiS, zaś trzeci stawia ją pod znakiem zapytania (co zrobić ze Zbonikowskim?). Sumy dwóch scenariuszy pogłębiają tylko problem, uzależniając PiS od poparcia przytłaczającej większości kukizowców. Przy trzech Korwin pozostaje z symboliczną reprezentacją – ciekawe, czy objąłby sam jeden z dwóch mandatów czy też oddał go Miriam Shaded,

Dla porównania takie samo zestawienie dla poprzednich wyborów:  2011 integracjaWtedy PiS i lewica na wyścigi z Palikotem podarowały koalicji PO-PSL większość. Teraz prezenty odbiera PiS. Jak widać, może tu obowiązywać jakże szlachetna wzajemność. Tylko lewicy coś na zdrowie nie wychodzi to rozdawnictwo. Może liczy, że za cztery lata zostanie wynagrodzona w dwójnasób. Może zaś tylko wciąż spłaca zobowiązania z 1993 roku.

Notka jest wizualizacją moich wyliczeń na potrzeby tekstu Renaty Grochal w GW.  Analogiczną notkę po poprzednich wyborach można zaś znaleźć tu.

Rozbiór lewicy

Magdalena Ogórek najwyraźniej okazała się „brzytwą ratunkową” lewicy. Nic nie wskazuje na to, by udało jej się dać swoim promotorom cokolwiek nowego, poza kolejnymi kłopotami. Może przyspieszyć proces rozbioru elektoratu niegdyś potężnego SLD przez pozostałe ugrupowania.

Chętnych na byłych wyborów Sojuszu można znaleźć w każdej partii. Do „światłej” części lewicy, utożsamiającej to określenie z rewolucją obyczajową i niechęcią wobec „zaścianka”, od lat smali cholewki PO. O ubogich, poszkodowanych przez przemiany minionego ćwierćwiecza, nieustająco zabiega PiS. Nie można też pominąć PSL, który atakując PiS z pozycji „z Rosją trzeba robić interesy a nie ją drażnić”, może być atrakcyjny dla tęskniących za PRL. Tych, którzy łączą umiarkowany etatyzm z umiarkowanym konserwatyzmem obyczajowym. Mogę sobie wyobrazić emerytowanego sierżanta SB, którego zadowala własna sytuacja materialna, ale szczerym entuzjastą kapitalizmu to przecież nie jest. Nie cierpi Kaczyńskiego, lecz trzyma też dystans do tych – było nie było – solidaruchów z PO. Dla niego głos na Piechocińskiego i kolegów to całkiem dobre rozwiązanie. Zwłaszcza jeśli porównać to z ewentualnym lewicowym konglomeratem obejmującym Biedronia, Ikonowicza, Celińskiego czy Grodzką.

Te różne grupy wyborców były kiedyś połączone jak części dzbanka wypalonego w ogniu wspólnych rządów. Spajane tymi samymi wrogami i przypływami nadziei w chwilach wyborczych triumfów. Kolejne porażki sprawiały, że dzbanek pękał. W tych wyborach może się do reszty pokruszyć. Trzeba też pamiętać o nieuchronnych zmianach demograficznych. Jedna trzecia z tych, którzy w 1995 roku zapewnili Kwaśniewskiemu symboliczne zwycięstwo nad Wałęsą, już w najbliższych wyborach nie zagłosuje. Jeśli przy obecnej średniej długości życia jest się wyborcą przez 60 lat, to znaczy, że przez 20 lat wykrusza się co trzeci z głosujących, robiąc miejsce kolejnym pokoleniom.

Trajektorię możliwego rozbioru lewicy pokazuje zestawienie wyników samorządowych i sejmowych z cyklu wyborczego 2010/2011 i 2014/2015. Można policzyć, co by się stało, gdyby jesienny wynik sejmowy SLD miał się tak do ostatniego wyniki sejmikowego, jak się miał wynik z 2011 roku do wyniku z 2010. Wygląda to tak:

lewica2015

To przeliczenie z uwzględnieniem „efektu książeczki”. Gdyby wziąć surowy wynik SLD w sejmikach – 8,8% – proporcje dają poparcie już poniżej progu wyborczego. Tak czy inaczej, 5,04% poparcia to w warunkach 2011 roku oznaczało 2 (słownie dwa) mandaty. Polityczny niebyt.

Jakie emocje mogłyby posklejać części potłuczonego dzbanka? Urok Magdaleny Ogórek tego nie zrobi, najwyraźniej ograniczając swoje oddziaływanie do Leszka Millera osobiście. Paradoksalnie, jedyną nadzieję widać w porażce Bronisława Komorowskiego w połączeniu z perspektywą koalicji PiS-KORWIN po wyborach sejmowych. To mogłoby uruchomić zupełnie nieprzewidywane reakcje w PO. Jej ewentualny rozpad byłby początkiem zupełnie nowego rozdziału w polskiej polityce. Być może lewica mogłaby się stać jedną z głównych jego bohaterek. Na dziś to nie tylko hipotetyczny scenariusz o niskim prawdopodobieństwie. Jeszcze mniej prawdopodobne jest to, by ktokolwiek z jakkolwiek rozumianej lewicy chciał do takiego scenariusza przyłożyć rękę.

Poprzednie wybory prezydenckie były ewenementem na tle wcześniejszych – nie doprowadziły do poważnego przetasowania na scenie partyjnej. Czy tym razem też tak się stanie, czy jednak coś się znów gruntownie pozmienia? Nie wiem – wygląda jednak na to, że z naszej „bandy czworga” lewica okazuje się najsłabszym elementem. Ktoś, kto by 15 lat temu przedstawił dzisiejszą sytuację jako proroctwo, zostałby uznany za naprawdę pokręconego. By to sobie uzmysłowić, można rzucić okiem na plik z wynikami sondażu CBOS z maja 2001. Poparcie dla SLD-UP sięgnęło wtedy 46 procent.

PS. W ramach promocji uczelni pozwolę sobie na lokowanie produktu w postaci serwisu przygotowanego przez studentów politologii – Barwy Kampanii. Można tam znaleźć w jednym miejscu zestawienia wydarzeń z udziałem kandydatów, krótkie analizy i linki do ciekawych materiałów. Oby jak najwięcej miejsc, gdzie próbuje się zachowywać dystans do kandydatów, bez wpisywania się w przekaz któregoś z nich.