Gang Olsena w amoku

Jaka piękna katastrofa… Jest już pewne, że wyborów w najbliższą niedzielę nie będzie, choć jeszcze przed tygodniem liderzy PiS zapewniali, że nie ma z tym najmniejszego problemu. Zaś miesiąc temu w ogóle nie rozpatrywali opcji, że coś się może z tym zdarzyć złego. Pytanie jest tylko takie, czy Gowin z najwierniejszymi druhami uratuje im twarz, czy też ją sobie rozkwaszą o ścianę realiów. Gdyby ktoś chciał sobie uświadomić, czym skończy się próba przeprowadzenia wyborów zgodnie z ustawą z 6.04, dziś trochę danych.

Samo korespondencyjne oddawanie głosów wydaje się bezpieczniejsze, bo skraca czas, w którym może dojść do kontaktów głosujących z postronnymi osobami. Dzieje się tak dlatego, że zostaje z głosujących zdjęty obowiązek uczestniczenia w procesie weryfikacji tożsamości po wejściu do lokalu wyborczego. Ma to jednak miejsce tylko wtedy, jeśli obowiązek ten nie zostaje przerzucony na moment kontaktu z listonoszem – w postaci legitymowania się związanego z obowiązkiem dostarczonego pakietu wyborczego do rąk własnych adresata. Jeśli obowiązku legitymowania nie ma, rodzą się spektakularne problemy polityczne – o tym dalej. Lecz nawet taka szalona ekstrawagancja nie likwiduje wszystkich problemów logistyczno-epidemicznych.

W każdym bowiem wypadku wybory korespondencyjne wydłużają czas, jaki administracja wyborcza musi poświęcić na zliczanie głosów. Jej obowiązkiem pozostanie dalej weryfikacja tożsamości głosującego, tylko już bez jego aktywnego udziału. Ten udział miał dotąd formę podejścia do jednego z ponad 100 tys. stanowisk do wydawania kart wyborczych, które są tworzone w obwodowych komisjach wyborczych przy okazji standardowych wyborów. Pod nieobecność obywatela, sprawdzanie tożsamości wymaga wyszukania go w bazie danych na podstawie numeru PESEL. Wymaga też dodatkowych sposobów kontroli uczciwości tego procesu, co z kolei wymaga zaangażowania dodatkowych ludzi i tym samym zwiększa liczbę kontaktów międzyludzkich i czas takich spotkań. Poniższy wykres pokazuje, ile zajmie ustalenie wyników I tury wyborów, gdyby osoby, przewidziane do tego zadania przez ustawę z 6.04, pracowały z taką wydajnością, jak monachijska administracja wyborcza. Po wyborach 29.03 w Monachium 250 sześcioosobowych zespołów przeliczało głosy 560 tys. wyborców przez 18 godzin, co oznacza przeliczenie 1000 głosów w trakcie ośmiu godzin pracy takiego zespołu.

Obliczony na powyższym wykresie czas pracy komisji grozi nieprzeprowadzeniem drugiej tury wyborów w konstytucyjnym terminie (14 dni). Rodzi wątpliwości, czy możliwe jest wykonywanie takiego zadania przez osoby pobierające dietę odpowiadającą zwykle nie więcej niż 20 godzinom pracy. Ustawa z 6.04 daje możliwość poszerzenia składu komisji w nadzwyczajnych okolicznościach. Gdyby takie komisje miały zakończyć swoją pracę w 18 godzin, tak jak to miało miejsce w Monachium, liczba osób, o które trzeba byłoby je poszerzyć, wielokrotnie przekraczałby ich przewidywany ustawą skład. Pokazuje to poniższy wykres.

Tak poszerzone komisje w największych miastach liczyłyby setki członków, co wymaga wcześniejszego wypracowania jakichś szczegółowych procedur i powołania struktur w obrębie komisji. To niezwykle trudne zadanie w krótkim czasie oraz w warunkach epidemii. Do tego w świetle obowiązującego kodeksu wyborczego podział komisji na zespoły jest sprzeczny z prawem. Budzi też poważne zastrzeżenia co do uczciwości wyborów. Nic nie wskazuje na to, by rozważane były obecnie jakieś zabezpieczenia przed tworzeniem zespołów jednolitych pod kątem sympatii politycznych. Rozstrzygnięcia takiego zespołu w sprawie niekompletności pakietu wyborczego są niepodważalne i nieweryfikowalne post factum.

Nie zawracając sobie głowy możliwą logistyczną katastrofą, obóz władzy prze do korespondencyjnych wyborów w nadziei, że ograniczona frekwencja przyniesie mu łatwe zwycięstwo, które wszyscy jakoś w końcu uznają. Oba te przypuszczenia są obarczone ogromnym ryzykiem.

Kluczowym elementem uchwalonego rozwiązania jest dostarczenie pakietów wyborczych wszystkim uprawnionym do głosowania, dodatkowo w postaci druku bezadresowego. Już samo dostarczenie wszystkim takich pakietów może spowodować nieprzewidywalne zmiany zachowań wyborczych. Pokazuje to wykres, na którym przedstawiono liczby głosów oddawanych w II turze wyborów burmistrzów w bawarskich miastach. We wszystkich miastach, niezależnie od wielkości, w wyborach 2020 roku oddano o prawie jedną czwartą głosów więcej niż w poprzednich takich wyborach w roku 2014.

Nie jest wcale oczywiste, czy oznacza to rzeczywisty wzrost obywatelskiego zaangażowania. Zapewne nie ma powodów, by wykluczać taką hipotezę – w wielu wypadkach może to być ułatwienie dla wyborców. Warto jednak rozważyć także inne możliwe hipotezy:

  • Oddawanie głosów za domowników, generalnie niezainteresowanych polityką i wcześniej niegłosujących.
  • Głosowanie za osoby zameldowane pod danym adresem, przebywające poza miejscem zamieszkania.
  • Przekazywanie pakietów sąsiadom, rodzinie, bądź innym osobom znanym osobiście a bardziej zainteresowanym polityką.
  • Aktywne pozyskiwanie przez politycznie aktywnych obywateli pakietów wyborczych od osób biernych politycznie, uzasadniane deklaracjami o pomocy w oddawaniu głosu.
  • Zwiększoną presję społeczną środowisk lokalnych i zawodowych – pozytywna odpowiedź na akcję typu „Go-To-Vote” jest znacznie łatwiejsza w przypadku powszechnego głosowania korespondencyjnego. 
  • Wykorzystanie porzuconych pakietów wyborczych celem zwielokrotnienia siły swojego głosu.

Wszystkie takie działania są szczególnie łatwe w przypadku rozwiązań przyjętych w ustawie z 6.04. Pakiety jako druki bezadresowe nie są zabezpieczone przed przywłaszczeniem – czy to celowym, czy przypadkowym. Jedynym przewidzianym sposobem weryfikacji tożsamości głosującego jest podanie numeru PESEL – tymczasem numer taki jest powszechnie dostępny w internetowych księgach wieczystych. Zdobycie takich numerów wszystkich współlokatorów-współwłaścicieli wymaga kilkuminutowych zabiegów. Kompletnymi spisami wyborców, wraz z ich numerami PESEL dysponują władze lokalne. W odróżnieniu od tradycyjnych kart do głosowania, pakiety nie zasobem o ściśle limitowanym dostępie. Otwiera to drogę do „wyścigu zbrojeń” na polu oszustw wyborczych. W szczególności warto zwrócić uwagę, że istotnym samousprawiedliwieniem dla takich działań jest poczucie krzywdy i bycie stroną w rywalizacji prowadzonej przeciw siłom politycznym oskarżanym o nadużywanie władzy.

Znaczenie takich zachowań w realiach polskich wyborów uzmysławia kolejny wykres. Pokazano na nim uczestników obu tur głosowania w wyborach prezydenckich 2015 – z uwzględnieniem tych, którzy nie brali udziału w głosowaniu, choć byli do tego uprawnieni. Wynik Andrzeja Dudy w II turze rozbito w ten sposób, by pokazać jego przewagę nad Bronisławem Komorowskim – margines zwycięstwa.

Dodatkowe dwa miliony wyborców zdecydowało się wziąć udział w wyborach w ciągu dwóch tygodni dzielących pierwszą turę od drugiej. Była to liczba czterokrotnie większa od marginesu zwycięstwa. Zjawisko takie nie występowało w wyborach prezydenckich 2010 roku. To pokazuje jak nieprzewidywalne są zachowania wyborców.

Jeszcze ważniejsze jest uzmysłowienie sobie, że 13,7 mln wyborców, którzy nie głosowali w 2015 roku, w warunkach ustawy z 6.04 otrzymałoby do skrzynek pakiety wyborcze. Jeden na dwadzieścia sześć z tych głosów wystarczyłby, żeby zmienić zwycięzcę tamtych wyborów. Powstaje pytanie, co stanie się z tymi milionami głosów. I czy ktokolwiek pogodzi się z wynikiem rywalizacji prowadzonej w tak nieprzewidywalnych warunkach? Niezależnie kto wygra, znajdzie on dziesiątki uzasadnień podważających formalny wynik. Nie da się ukryć, że wiele z tych uzasadnień może być przekonujących.

Źle zaplanowane wybory wcale nie muszą zamknąć okres szczególnego politycznego wzmożenia, jakim jest kampania wyborcza. Mogą podnieść takie wzmożenie na znacznie wyższy poziom. Emocje, towarzyszące porażce w rywalizacji są zawsze mniejsze od tych, które są wywoływane przez poczucie i niesprawiedliwości wywoływane przez złamanie obowiązujących reguł.

Są to fragmenty opracowania, do którego link umieszczono poniżej. Samo opracowanie jest pochodną zeszłotygodniowego seminarium Centrum Badań Ilościowych nad Polityką UJ. Samo seminarium też jest nagrane i można je sobie oglądnąć klikając w kolejny link.

Problemy głosowania korespondencyjnego – opracowanie pisemne

Nagranie z seminarium

Ta seria ma już wiele odsłon. Kto nie wierzy, może sprawdzić w linku poniżej. Obrazek spod tego właśnie linka. Kolejny odcinek, po „Gangu Olsena w amoku”, miał tytuł „Ostatni skok Gangu Olsena”…

https://krytykapolityczna.pl/kraj/pis-ordynacja-wyborcza-flis/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *