Choć sondaże niezbyt pewne, zaś nie wszystkie listy kompletne, można powoli się przymierzać do imiennej listy spodziewanych europosłów. Idąc tropem opisanym już we wcześniejszych notkach, chciałbym przedstawić swoje wyliczenia. To szczegóły – a właściwie istota – symulacji prezentowanej dziś w GW. Sondaże mogą się zmienić, przesuwając kilka mandatów wte czy wewte. To, komu one przypadną, można wyliczyć ze sporym prawdopodobieństwem.
Dla każdej z partii, na podstawie wyborów 2009 i 2011, wyliczyłem spodziewaną kolejność pojawiania się mandatów w okręgach, w miarę jak wzrastałoby dla danej partii poparcie w skali kraju. Jest to oczywiście proste przybliżenie, lecz moim zdaniem wystarczające. Kto miałby ochotę na bardziej wyszukane narzędzia, polecam wszelkie sygnały pochodzące z Polskiej Agencji Rozwoju Regionalnego, której dyrektor Piotr Stec przedstawiał wyniki swoich obliczeń w Rzeczpospolitej. W każdym razie znając już listy, można tym mandatom przypisać konkretne osoby. Podają to tabelki poniżej. Jeśli chodzi wyniki partii, to posłużyłem się średnią z 6 ostatnich sondaży (Homo Homini dla Rzepy i WP, CBOS, TNS, Estymator i Millward). Daje to E+TR pod progiem i niewielką przewagę PiS nad PO. Liczby mandatów są takie: PiS 21, PO 20, SLD 7, PSL 3. Mandaty tak wyliczone zostały pokazane przez kolorowe tło na liście.
Kluczowa jest tu kolumna „kolejność wg listy”. Tak wyglądałyby wyniki, gdyby decydowała kolejność umieszczania na niej, nie zaś liczba zdobytych głosów. Jeśli partie ustawiają kandydatów na liście według trafnego szacowania ich zdolności do przyciągania głosów, efekt jest dokładnie taki. Wiemy jednak, że nie zawsze tak się dzieje. I choć pierwsze miejsce daje zawsze kilka procent przewagi, to przecież nie raz już się zdarzało, że na dalsze miejsce trafiała osoba, która taką przewagę zdołała odwrócić i to z dużą nawiązką.
Na listach wyróżniłem kilka typów kandydatur. Czerwona czcionka ułatwia znalezienie kobiet, gdyby płeć była dla kogoś interesującym czynnikiem w wyborach. Szare tło pokazuje tych, którzy nie są na jedynkach – ich pozycja jest znacznie mniej pewna, niż liderów list. Wedle mej wiedzy, im nie przysługują żadne bonusy – mogą liczyć tylko na swoje zdolności zdobywania głosów. Jeśli partia wyróżniła ich właśnie na tej podstawia, mogą spać spokojnie. Jeśli jest inaczej, nie powinni być zaskoczeni porażką.
Najmniej powodów do zaskoczenia niepowodzeniem będzie w przypadku kandydatów wyróżnionych kursywą i podkreśleniem. To ci, którzy nigdy wcześniej nie startowali w danym okręgu. Dla takich osób, w kolumnie obok, podany jest prawdopodobny główny konkurent. Za takowego uznałem pierwszego od góry inkumbenta – kogoś, kto już sprawuje jakiś mandat pochodzący z wyboru, zdobyty głosami oddanymi w tym okręgu. W połowie przypadków to europosłowie, w połowie – posłowie na Sejm. Ewa Tomaszewska na liście PiS w Warszawie to była europosłanka (choć zapewne to Marek Jurek będzie tu „czarnym koniem”). W mniejszych partiach nikt z wyliczonych spodziewanych zdobywców mandatów nie był nowicjuszem, stąd takich konkurentów tam nie wyszukiwałem. Kolejność dla E+TR podałem, żeby nikt mi nie zarzucał stronniczości względem jednej z partii, przekraczających próg w ostatnich wyborach. W rzeczonych sondażach znaleźli się pod progiem. Gdyby jednak go przekroczyli, można zobaczyć, kto imiennie byłby tego beneficjentem.
Ponieważ ogon się z reguły zwęża ku końcowi, prognoza jest tym mniej dokładna, im bardziej oddala się od szczytu listy. Im od niego dalej, tym mniejsza liczba głosów potrzebna jest do zmiany wyniku. Legutko i Buzek mogliby już jechać na wakacje. Panie Gosiewskie czy Henryka Krzywonos będą musiały się nabiegać, by obronić swoją swoją pozycję. Bo nie ulega wątpliwości, że Zbigniew Kuźmiuk czy Jan Kozłowski im nie odpuszczą.
Gdyby ktoś zapomniał, to na listach każdej z tych partii jest po 130 kandydatek i kandydatów. Mam nadzieję, że nikt nie ma do mnie żalu, że ich tu nie wymieniam. Nie chciałbym przyczyniać się do podsycania ich złudzeń, jeśli takowe mają. Co najmniej setka w każdej z partii to osoby, dla których przewidziano rolę naganiacza. Godny podziwu przykład poświęcenia dla kolegów. Bo jeśli chodzi o walkę o mandaty, to „Państwu już dziękujemy”. Sorry, taki mamy system.
Co ja sam mogę ? Wiem jak postąpię, a inni ? Każdy po swojemu. W Lotto szczęścia mi brak. Czasami gram, trójki mi się trafiają. Tu też coś trafię. Dobrze by było by 25 maja zagrało wielu. Bardziej byłoby wiarygodne. Trzeba coś zrobić by ludzie poszli. Ale do sukcesu, takiego „po mojemu” droga daleka. Cała Europa gdyby tak jak ja ? Pomarzyć mogę.