Nagonka na naganiaczy

Układanie list w wyborach samorządowych zbliża się ku końcowi. Jednocześnie wszystko wskazuje na to, że następnych wyborach zostanie wprowadzony parytet dla kobiet w wysokości 35% – takie jest stanowisko PO, zaś lewica pewnie przystanie na to, bo w końcu to wyłom w linii obrony, który będzie można poszerzać w kolejnych latach. O nieadekwatności tego pomysłu na poziomie ogólnokrajowym pisałem pół roku temu – http://blog.onet.pl/admin_pisz.html?postId=405472991.
Jak to działa w samorządzie? Przykład list Lewicy i Demokratów w wyborach do sejmików 2006 ładnie rzecz obrazuje. W wyborach do sejmiku jest do zdobycia 561 mandatów w 88 okręgach, więc partie mogą wystawić 1122 kandydatów. LiD wystawił ich 887, w tym 194 kobiety, co stanowi 22%. Oznacza to także, że 21% miejsc zostało wolnych. Gdyby te miejsca zapełnić kobietami, ich udział na liście wzrósłby do 38%. Spełnione zostałyby zatem wymogi spodziewanych regulacji a i do 50% brakowałoby niewiele. Czy to jednak zapowiadałoby jakąkolwiek zmianę?
Kandydaci LiD zdobyli łącznie 66 mandatów. 66 miejsc na listach można określić zatem jako „miejsca mandatowe” – to miejsca od góry listy, odpowiadające liczbie zdobytych przez partię mandatów w danym okręgu. Kandydaci z miejsc mandatowych, podobnie jak i zdobywcy mandatów to 7,4% ogółu kandydatów LiD. Osoby spoza takich miejsc i kandydaci przegrani, to zatem 93,6% ogółu kandydatów. Najlepiej sobie uświadomić skalę zjawiska patrząc na obrazek:
 
Na miejscach mandatowych było 12 kobiet (18%), z których jedna nie zdobyła mandatu. Natomiast z pozostałych 182 kobiet mandat zdobyły 2 (słownie dwie) kandydatki. Podobny sukces był udziałem ich 6 kolegów. Zatem na 887 kandydatów ósemka zdobyła mandat wbrew oczekiwaniom, zaś – odpowiednio – ósemka takiego mandatu nie zdobyła, choć była na miejscach mandatowych.Z kandydatów i kandydatek spoza miejsc mandatowych sukces był udziałem jednej/jednego na stu. Zachęcające, prawda?
Ciekawe byłoby, jak zwolennicy parytetu (od prezydenta Komorowskiego, przez liderów SLD, do lidera nowej inicjatywy) powiązaliby z tymi wielkościami spodziewane efekty wprowadzenia parytetu. Co by przyniosło uzupełnienie brakujących 235 miejsc na listach kobietami, czy nawet zastąpienie nimi 132 mężczyzn na miejscach niemandatowych. 
Raz jeszcze wypada przypomnieć – nasz system wyborczy skutkuje podziałem kandydatów na myśliwych i naganiaczy. Nie wszyscy obsadzeni jako myśliwi (na miejscach mandatowych) trafiają. Najlepszym z naganiaczy zdarza się upolować mandat. Jest to jednak zjawisko niezwykle rzadkie. Tym niemniej, myśliwym naganiacze są potrzebni, stąd nie mają powodu, by rozwiewać ich złudzenia – nagonka na naganiaczy właśnie trwa. Parytet zapowiada się tu na całkiem użyteczne narzędzie.

28 komentarzy do “Nagonka na naganiaczy

  1. ~be

    Ano tak. I się okaże, że parytet służyć będzie przekształcaniem kobiet w idealnych naganiaczy. Cóż z tego, że moga upolowac, gdy ostatecznie i tak zazwyczaj traktowane są instrumentalnie, w rzeczywistości samorządowej widać to, niestety, nazbyt wyraźnie.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *