Gdy premier szusował sobie po stromych stokach Dolomitów, sondażowe notowania partii uległy spłaszczeniu. Opozycja wierzy, że zjazd premiera będzie trwał dalej. Aż takie pewne to nie jest, przynajmniej według dzisiejszych sondaży. Natomiast samo spłaszczenie wyników, obserwowane już w listopadowym sejmikowym głosowaniu, otwiera pole różnych spekulacji. Może warto rzucić okiem na trochę danych – uzupełnienie tez z dzisiejszego Tygodnika:
Wymarzone przez liderów lewicy „spłaszczenie wyników” ma doprowadzić do tego, że PSL nie będzie wystarczającym partnerem, by stworzyć z PO większość. Polityczna arytmetyka podpowiada, że możliwa wtedy koalicja PO-SLD nie będzie potrzebowała ludowców. A gdyby nawet weszli do rządu, ich pozycja bez wątpienia byłaby tylko cieniem obecnej.
Jednak ta sama wyborcza arytmetyka powinna także być dla lewicy ostrzeżeniem. Logika politycznych podziałów, potwierdzana przez światowe statystyki, podpowiada inny scenariusz. Jeśli największej partii poparcie spada poniżej 35 proc., w parlamencie robi się miejsce dla piątej partii. Dziś pierwszym kandydatem na to miejsce jest Polska Jest Najważniejsza. Jeśli znajdzie się w Sejmie, poszerzy zakres możliwych koalicji, przy których SLD trafia znów do ław opozycji. Stąd też dla lewicy problemem jest spłaszczenie nie wyników, lecz aspiracji. Ewentualna eksplozja w PO i wyniesienie Sojuszu na miejsce pierwsze z czterech, nie zaś trzecie z pięciu, wydaje się – jeśli już – bardziej prawdopodobnym scenariuszem niż równowaga trzech partii.
O spłaszczeniu aspiracji nie może być mowy w przypadku PiS. Partia ta czeka na eksplozję w PO z głębokim przekonaniem, że będzie jej beneficjentem. Większe zbliżenie ujawnia jednak rysy na tym wymarzonym obrazie. Czy Jarosław Kaczyński liczy na wynik w granicach 45 proc., dający samodzielną większość (do powołania rządu, choć przecież nie do odrzucenia prezydenckiego weta)? Badania negatywnych elektoratów nie dają na to większych szans. Brak samodzielnej większości oznacza, że pozostałe partie do spółki mają taką większość. To pozwala im przejąć władzę, nawet gdyby zdobywca największego poparcia trafić miał do opozycji. Przypadek sejmiku podkarpackiego jest najświeższym dowodem.
Estońsko-amerykański fizyko-politolog Rein Taagepera – postać bardzo ciekawa sama w sobie – w swych pracach szukał odpowiedzi na pytanie o spodziewaną wielkość partii. Zebrane dane pokazywały tu trendy odbiegające od przypadkowości – niby nie bardzo, ale istotnie. Bez wchodzenia w szczegóły, warto uświadomić sobie kluczowe trendy. Obrazuje je wykres:
Generalnie – im słabsza jest najsilniejsza partia, tym więcej partii mieści się na podium wyznaczanym przez ustawowy próg (na wykresie pokazano tylko pierwszą partię pod progiem – kolorowe linie to wielomianowe krzywe trendu dla kolejnych partii – drugiej, trzeciej, czwartej i piątej). Stąd właśnie bierze się wspomniane w tekście 35%, przy którym piąta partia przekracza próg. To oczywiście żadna determinanta – ot, wielkość „wartości oczekiwanej”, przy ocenianiu której trzeba pamiętać, że przed nami tylko jedno „losowanie”. Jeśli jednak taką sytuację podpowiada polityczna entropia, to do jej zmiany potrzebny jest – rzecz ujmując obrazowo – nadzwyczajny zewnętrzny dopływ energii. „Samo” się inaczej raczej nie ułoży.
Druga wskazówka na tym wykresie jest mniej oczywista. Rzecz w tym, że relatywna słabość zwycięzcy oznacza zazwyczaj także osłabienie drugiego – inaczej, niż to by się to działo w przypadku czystego losowania.
Stąd wiara, że sytuacja PiS i/lub SLD poprawi się w wyniku samego spłaszczenia wyników, nie jest oparta na mocnych podstawach. To szansa PSL i PJN – nie dość, że poparcie czwartego i piątego najszybciej rośnie wraz z osłabieniem lidera, to zwykle wystarczy ono do stworzenia wspólnie z liderem większości. Większości, w której ich udział jest wtedy bardziej znaczący. Przed drastycznymi skutkami samego spadku poparcia, Platforma jest zatem na swój sposób zabezpieczona, nawet jeśli jej duma i liczebność klubu parlamentarnego bardzo by ucierpiały.
Dla PiS i SLD warunkiem powrotu do władzy jest zmiana kolejności, przy zachowaniu jak najmniejszej liczby partii. To trudne, lecz przecież nikt nie obiecywał, że będzie łatwo. Oznacza przede wszystkim znaczące poszerzenie elektoratu, co nie jest łatwe, jeśli się przez 3 lata skupiało wokół sztandaru przywódcy.
Zawsze też pozostaje liczenie na jakąś anomalię. Byliśmy już takowych świadkami. Częściej jednak byliśmy bliżej normy, niż dalej. Dla pełnego obrazu – rozkłady wielkości polskich partii parlamentarnych w wyborach przeprowadzonych w minionych 15 latach, wysortowane według poparcia dla zwycięzcy. Można ocenić podobieństwo trendów i skalę odchyleń od tak wyznaczonego wzoru.
Z Cezarym Grabarczykiem i Leszkiem Balcerowiczem premierowi stanowczo nie do twarzy.
Ciekawa analiza. I choć, jak autor pisze, losowanie będzie jedno, to matematyka (statystyka) jest wspaniałym narzędziem. Jak się okazuje, w polityce również…PS Propozycja do autora, aby pokusił się o analizę współczynnika korelacji między poparciem naszej parlamentarnej „czwórki”.
Wspaniała analiza i komentarz do aktualnej sytuacji. Sprawdzę prognozy po wyborach, chociaż jestem przekonany o ich słuszności. Od dziś będę stałym czytelnikiem artykułów pana Flisa.Pozdrawiam
Panie dr bardzo cenię pana wypowiedzi i dziękuję
7GZvuE hftcdncegbjg, [url=http://injznnrfnpwn.com/]injznnrfnpwn[/url], [link=http://xsdmxksyhfyf.com/]xsdmxksyhfyf[/link], http://mrgkarreqnow.com/