Sto okręgów – sto pociech

Setną zabawę można mieć, czytając komentarze i dyskusje w sprawie zmiany ordynacji do senatu. Także w związku z niejaką legislacyjną wpadką, która przydarzyła się parlamentowi. Na początek o przewidywaniach:
1) W senacie znajdzie się 100 „Stokłosów” – wyniki z 2007 pokazują, że na „kandydatów niezależnych” padł procent głosów nie odbiegający od tego w wyborach sejmowych – coś koło 5 (trochę zależy jak liczyć Cimoszewicza itp. odpryski z głównych partii). To naprawdę za mało, by choćby otrzeć się o mandat. Cimoszewicz dostał się do senatu tylko dlatego, że PO, LiD i PSL wystawiły po dwóch kandydatów w trójmandatowym okręgu a on zebrał trzecie głosy tych trzech partii. Na tej samej zasadzie dostawał się do senatu Henryk Stokłosa. Np. w 2001 roku blok „Senat 2001” wystawił w tym okręgu tylko jednego kandydata. Drugi kandydat SLD-UP nie był z Piły, stąd zwycięskie poparcie dla HS nie wzięło się z jego osobistej popularności, lecz z możliwości „zagospodarowania” drugiego głosu wyborców solidarnościowych oraz drugiego głosu wyborców SLD-UP z części pilskiej okręgu. Ten mechanizm przyjdzie nam definitywnie pożegnać. Przynajmniej w moim przypadku – bez żalu. Bez najmniejszych obaw, że rzecz może się nasilić.
2) Do zdobycia mandatu będzie wystarczało 20%, jeśli głosy się rozłożą na więcej kandydatów – to akurat zdarzało się w obecnej ordynacji naprawdę i nikt na to nie zwracał uwagi. W nowej jest to zdecydowanie mniej prawdopodobne, choć to akurat żadna pociecha. Remedium – postulat wyboru w dwóch turach – podnoszony jest najwyraźniej bez świadomości, jakie są takiego wyboru konsekwencje. To przecież zupełnie odmienia kalkulacje strategiczne. Tu doświadczenia francuskie są bardzo zniechęcające – to festiwal międzypartyjnych podchodów, sojuszy ponad głowami wyborców i dodatkowo wzmocnienie pozycji zastanych posłów i mechanizm zachęcający ich do taktycznego odcinania się od swoich partii.
3) Partie będą musiały bardziej uważać przy wyborze kandydatów – być może tu i ówdzie, przede wszystkim jednak w takich miejscach, gdzie zwykle przegrywają. Tyle tylko, że tam naprawdę trudno będzie do startu zachęcić kogoś racjonalnego. W miejscach względnie pewnych jednym z kluczowych kryteriów będzie zapewne brak ambicji odgrywania roli „niezależnego autorytetu”. System bowiem może nagradzać sprawujących urząd w takim stopniu, że osoba raz usadowiona na stołku i następnie zbuntowana przeciw partii, będzie usuwalna tylko w obustronnie bolesny sposób – poprzez samobójczego oficjalnego kandydata partii, który doprowadzi do podziału głosów, z dużym ryzykiem zdobycie mandatu przez inną partię. Jak to będzie działało w drugorzędnej izbie, tego się prorokować nie podejmuję. Jednak najważniejszym problemem dla partii będzie bronienie się przed kandydatami niezależnymi zabiegającymi o ten sam elektorat. Nie, żeby oni sami mieli szansę na mandat, lecz dlatego, że będą de facto sabotażystami działającymi na rzecz innych partii.
4) Parlamentarzysta w JOW jest rozliczany ze swoich dokonań –
to co najwyżej półprawda. Równie ważną składową wyborczej decyzji jest rozliczanie go za dokonania całego jego obozu – w przypadku partii rządzącej jego ocena jest pochodną oceny premiera. Nawiasem mówiąc, twardzi zwolennicy JOW używają obu tych argumentów zamiennie – raz głosowanie jest oceną rządu, raz konkretnego posła – sprzeczności nikt nie dostrzega. Przypadek 1: Co jednak, jeśli premiera oceniam źle, lecz mojego posła z partii rządzącej dobrze? Mam głosować na jakiegoś nieznanego mi kandydata opozycji tylko dlatego, by wyrazić swój sprzeciw wobec kiepskiego premiera, wiedząc, że za jego winy w pierwszej kolejności zapłaci ceniony przeze mnie poseł? Przypadek 2: Co jeśli w moim okręgu wybrano poprzednio świetnego, pracowitego posła opozycji, jednak jej lider jest moim zdaniem zdecydowanie gorszym kandydatem na premiera niż obecny? Czy mam wyrazić swoją aprobatę dla rządu głosując na jakiegoś wystawionego w moim okręgu asystenta jednego z obecnych ministrów, pozbawiając opozycję jednego z jej drugorzutowych atutów? Jednoznaczne decyzje nie zawsze pasują do wieloznacznych sytuacji.
5) W senacie PO zdobędzie 80 miejsc
– to się może zdarzyć tylko w sytuacji pogłębiającej się niechęci pomiędzy PiS i utrzymującym się  w grze PJN oraz stagnacji poparcia dla SLD (co się jedno z drugim poniekąd gryzie). W tym systemie głupota może owszem, czynić cuda – w końcu jeśli decyduje zasada „pierwszy na mecie”, to wielkie znaczenie ma nie tylko tempo biegu poszczególnych zawodników, lecz także to, kto kogo ciągnie za koszulkę. Jeśli poszczególne partie opozycji będą się wzajemnie zwalczać, zaś kandydatami PO nikt się nie będzie przejmować, to wszystko jest możliwe. Prawdziwym zagrożeniem dla PiS jest jednak to, że PO nie wystawi kandydatów w okręgach, gdzie jest zdominowane, lecz poprze tam kandydatów PSL. Jeśli ci ostatni zdołają przyciągnąć elektorat „antykaczystowski”, może się to skończyć prawdziwym pogromem. Remedium mogłoby być jakieś senackie porozumienie PiS i PJN, trudno to sobie jednak dziś wyobrazić. Manewr podziału Senatu pomiędzy PO i PSL może tez nie wypalić w przypadku wzrostu aktywności SLD w takich okręgach – choćby i na złość PSL.

Na koniec ciekawostka – nawiązująca do największej słabości FPTP – podatności na manipulacje granicami okręgów. W przypadku naszego senatu rzecz nie jest dziś specjalnie groźna – granice „metaokręgów” wyznaczają okręgi sejmowe. To je dzieli się na mniejsze. Ponieważ Konstytucja niczego specjalnego od wyborów senackich nie wymaga, w Sejmie przyjęto zasadą zachowania status quo jeśli idzie o przydział mandatów na okręgi sejmowe. Moje sugestie, że to trochę w poprzek wszystkich pozostałych regulacji, gdzie są zapisane zasady korekty zgodnie ze zmianami demograficznymi, kwitowane były twierdzeniami, że bez zachowania obecnych mandatów rzecz nie może się udać – że lepiej tego nie dotykać, bo uruchomi się nowe pola konfliktu.
Senat jednak postanowił zrobić tu krok – krok łagodnie mówiąc wątpliwy. Wprowadzono bardzo mało precyzyjną zasadę, że liczba mandatów NA WOJEWÓDZTWO ma się mieścić pomiędzy ilorazem liczby mieszkańców województwa i normy przedstawicielstwa (liczba ludności kraju przez 100) a tym ilorazem powiększonym o 1. W tak szerokim ramach miało się status quo zmieścić, zaś ewentualne korekty to dopiero pieśń przyszłości. Do tego przegłosowano załącznik, stan obecny sankcjonujący. Tyle tylko, że według najnowszych danych demograficznych, wspomniany iloraz dla województwa śląskiego, gdzie zapisano – tak jak dotąd – 13 senatorów, wynosi 11,99. Zgodnie z Kodeksem Wyborczym należałoby jeden mandat stamtąd zabrać.
Problemy są jednak dwa. Najważniejszy – o ile zmiana mandatów w okręgu sejmowym jest zmianą dopuszczalną w obliczu nadciągających wyborów nawet pomimo orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, to z Senatem jest już problem. Zmiana mandatów przypadających na województwo to konieczność zupełnie nowego wyznaczenia okręgów senackich w jednym z okręgów sejmowych. W tym konkretnym przypadku trzeba byłoby połączyć dwa okręgi w Częstochowie lub w Katowicach trzy zastąpić dwoma. Jednak zmiana granic okręgów to już poważna zmiana prawa wyborczego i powinna być przegłosowana odpowiednio wcześniej. Już na nią za późno. Tym niemniej, jeden ze śląskich senatorów będzie wybierany w świadomości, że jego okręg za cztery lata przestanie istnieć. Niebanalne.
Jeszcze mniej banalny jest drugi problem. Otóż senacka poprawka (zaś oryginalny tekst tym bardziej) w ogóle nie precyzuje, gdzie zabrany Śląskowi mandat przydzielić. Reguł stosowanych przy mandatach sejmowych zastosować się nie da – to odrębna historia dlaczego. Metoda największych reszt wskazywałaby Małopolskę,  St-Lague raczej na Podkarpacie, nie bez szans jest także Mazowsze – okręg podwarszawski ma więcej ludności niż legnicki czy siedlecki, lecz ciągle wybiera się tam dwóch senatorów, choć w tych mniejszych okręgach wybieranych jest po trzech. Kolejny mandat pasowałby tu jak ulał. 
Jak już wprowadzenie 100 okręgów senackich jest przegłosowane, wypadałoby jednoznacznie uregulować reguły ich wyznaczania. Materia to delikatna. Mam nadzieję, że pójdzie to lepiej, niż za pierwszym podejściem.
To wszystko nie zmienia moich wyrażanych już tu ocen – nie uważam tej zmiany za szczęśliwą, nawet jeśli poprzedni system był wyjątkowo bezsensowny. Zapowiadanych tragedii się nie spodziewam, podobnie jak obiecywanych sielanek. Obserwujmy to w działaniu na chłodno – może dostrzeżemy coś, co będzie nauczką na przyszłość.

19 komentarzy do “Sto okręgów – sto pociech

  1. ~otti

    Uważam, że warto było spróbować zmienić zasady ordynacji – chociażby jako eksperyment. Zawsze można wrócić do wszcześniejszej metody wyboru senatorów. A może okaże się, że to pierwszy dobry krok w zmianie systemu wyborczego, a co za tym idzie systemu politycznego i odpowiedzianości politycznej…

    Odpowiedz
    1. ~yZayLUkiSPm

      Yes, i know!Truth is i’ve been working on it, but i’ve been quite busy all suemmr working at the agency :)I’ve been also doing some freelance jobs and well i had little time for the blog and the other websites during the suemmr hopefully everything will get back to normal in a few days 🙂

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *