Raz za razem ktoś zadaje mi pytanie o to, kto wygra eurowybory, kto je natomiast przegra – czyli wyląduje pod progiem. Sondaże pokazują ustaloną przed paroma miesiącami kolejność. Faluje różnica pomiędzy pierwszą dwójką, podobnie jak poparcie dla partii okołoprogowych. Co jest najlepszą podstawą do sensownych prognoz? Przeszłość daje tu wskazówki idealnie niejednoznaczne.
Eurowybory odbyły się u nas dwukrotnie. W 2004 roku ich wynik to apogeum zamieszania, jakie zapanowało na polskiej scenie politycznej po aferze Rywina. 8 list przekroczyło próg wyborczy. Zwycięzca wyborczego wyścigu – PO – miała najsłabszy wynik ze wszystkich zwycięzców ogólnopolskich wyborów w minionych 20 latach. Po pięciu latach znów wygrała PO, lecz już w szczegółach sytuacja przeniosła się na przeciwny biegun. List nad progiem było o połowę mniej, zaś zwycięzca miał poparcie najwyższe ze wszystkich wygranych w minionym ćwierćwieczu. Żadna z nowych inicjatyw nie sięgnęła nawet połowy progu wyborczego. Zmiana względem poprzednich wyborów była w 2009 najmniejsza, zaś w 2004 największa z tego, co spotkaliśmy po 2001 roku. Porównanie obu głosowań można zobaczyć na obrazku. Poparcie partii, które w obu wyborach znalazły się pod progiem, podzieliłem po równo na obu skrzydłach, by nie zaciemniało i tak pogmatwanego obrazu.
Taki wykres obrazuje przemiany jakie zaszły w kluczowym ciągu wydarzeń lat 2005-2007. PO pozyskała środek pola i sięgnęła głęboko po elektorat centrolewicowy. PiS zmarginalizowała swoich rządowych koalicjantów, niegdyś równorzędnych. Jednocześnie jednak oddała tych bardziej umiarkowanych. SLD odzyskało dominację na lewicy, lecz przecież to i tak tylko cień dawnej świetności. Tylko PSL pozostał w podobnym rozmiarze. Pewnie także tam, gdzie było, choć takie liniowe uszeregowanie jest takim spłyceniem obrazu, że nie wszystko na nim widać tak, jak na standardowej płaszczyźnie podziałów.
Trudno się spodziewać, że wynik wyborów będzie zbliżony do któregoś z tych ekstremów – czy to uporządkowania, czy chaosu. Choć przecież można sobie wyobrazić wcale nie tak odległe scenariusze. W pierwszym dwójka największych graczy jest w stanie raz jeszcze skupić na sobie uwagę, spychając wszystkie nowe inicjatywy pod próg. Scenariusz skupienia przez PiS całej niechęci do rządzących jest zapewne bardziej prawdopodobny od scenariusza trzeciego oddechu Donalda. Jednak PiS podlega stale temu samemu paradoksowi – im bardziej wierzy w nieuchronność swojego sukcesu, tym bardziej sukces taki się oddala. Jednak nawet gdyby się wspiął na wyżyny swoich możliwości, to osiągniecie 44% graniczyłoby z cudem.
Lecz przecież PiS i PO mogą się też za kolejną polaryzację zabrać tak nieudolnie, jak ODS i socjaldemokraci u naszych południowych sąsiadów przy okazji wyborów prezydenckich (tu). Wtedy tak liczne dziś grono niezdecydowanych może dać szansę nowym inicjatywom. Przedsmak takiego scenariusza dostarczył SLD. Pochopnie wypychając ze swoich szeregów Kalisza dał szansę na przeżycie Europie Plus Cośtam, która już w najlepsze pikowała pod próg, pogrążona w wewnętrznych konfliktach. Nie jest jeszcze przesądzone, jak się to na lewicy skończy, podobnie jak z Polską Razem czy też Solidarną. Jednak by znów liczba list z mandatami sięgnęła 8, musiałoby dobrze pójść wszystkim z europosłami na listach (nawet jeśli są oni z odzysku) a dodatkowo jeszcze do tego grona musiałby dołączyć JKM lub Ruch Narodowy. To chyba też przekracza wyobrażalny limit cudów.
W każdym razie, gdy we wrześniu 2011 roku przedstawiałem 10 scenariuszy „od ściany do ściany” (tu), nie spełniły się ani te skrajne, ani też te najbardziej wyważone. Najbliższy rzeczywistości okazał się ten „drugi od brzegu”. To jednak jeszcze mniejsza próba, niż te dwie edycje eurowyborów, których już doświadczyliśmy. Dlatego na wynik wyborów warto czekać bez prób uzyskania przekonania, jak to w końcu pójdzie. Do tego poważnych podstaw nie ma. Dla demokracji to dobrze.
Soczi za nami. Niedługo nowe wyścigi. W takich kategoriach to odbieram. Ci nasi „sportowcy’ z różnych klubów podniecają się aż nadto. A pewnie niejeden/niejedna do tego się po prostu nie nadaje. To są nasi europosłowie, winni przede wszystkim służyć naszym interesom – później innym. A co z tego wyniknie ? Owszem, dla Nich „kasiora” i to niezła. Korzyści ?Gdy będzie u nas źle, nie będzie żadnego zmiłuj się. Na wybory jednak pójdę jak zawsze. Jest wybór. Ostatnio mam w Lotto 3-kę. Trafię.
Europa Plus Coś Tam świadczy jednoznacznie o Pańskiej pogardzie i przestawia Pana jednoznacznie z pozycji naukowca na sympatyka kościelnej prawicy i równie kościelnej lewicy SLD. Przyzna Pan, mocno złajdaczonych w ostatnim ćwierćwieczu. Skala tego tylko mniejsza od Ukrainy i dlatego jakoś przędziemy w polskiej biedzie.
Wybaczy Pan, ale mam gdzieś takie naukowe dywagacje fagasa Kościoła.