Polityka pokoleniowa

Czy grozi nam dyktatura emerytów, która zostanie wprowadzona drogą całkowicie demokratyczną? Takie konsekwencje zmian demograficznych przedstawia w URz Krzysztof Rybiński. Przed miesiącem podobną wizję przedstawił na swoim blogu Antoni Dudek. Rok 2035, który wybrał on dla swej opowieści, nie jest na pewno przypadkowy. Nawet gdyby wydłużono wiek emerytalny zgodnie z planami rządu, sam będzie już wtedy na emeryturze. Ja też. Dlatego podążając jego tropem postanowiłem zrobić sobie podobny eksperyment myślowy.
Współczynnik dzietności wnosi obecnie w Polsce 1,4. To oznacza, że tyle właśnie dzieci rodzi statystyczna kobieta. Ze statystyką jest jak zawsze tak, że może ona równie dużo pokazać, jak zaciemnić. Co ta liczba dokładnie oznacza? Ano to, że 5 kobiet rodzi średnio 7 dzieci. Te siedmioro dzieci przypada zatem na 10 dorosłych. To zaś oznacza, że kolejne pokolenie jest o prawie jedną trzecią mniej liczne od pokolenia swoich rodziców. Jak jednak te dzieci dzielą się pomiędzy tę piątkę kobiet?
Wyobraźmy sobie, jak mogą się dzielić się w 10-osobowej grupie w przedziale wieku 40-50, czyli emerytów z wizji Antoniego Dudka i Krzysztofa Rybińskiego. Załóżmy, że  taka 10-osobową grupa składa się z:
dwóch bezdzietnych mężczyzn,
jednej  bezdzietnej  kobiety,
jednej samotnej matki,
jednego małżeństwa z jednym dzieckiem,
jednego małżeństwa z dwójką dzieci,
a na koniec z takiej rodziny jak moja – małżeństwa z trójką dzieci.
Zatem nasza dziesiątka przyszłych emerytów ’35 ma dokładnie siódemkę dzieci, zgodnie ze statystyką. Dzieci, które będą wtedy pracować. Uproszczenie to kolosalne, lecz może właśnie dlatego można prześledzić na tym przykładzie inne scenariusze, niż ten opisany przez Antoniego.
Z jednej strony wizja wojny pokoleń ma rzeczywiste podstawy matematyczne. Przy takim wskaźniku dzietności pokolenie emerytów może bez problemu przegłosować pracujących, obkładając ich dowolnie wysokim podatkiem, celem zapewnienia sobie oczekiwanego standardu życia.
Chciałbym jednak zwrócić uwagę na zupełnie odmienny scenariusz. W takiej 17-osobowej społeczności jest jeszcze jedna potencjalna większość – to dwie rodziny o największej liczbie potomstwa. Czwórka obecnych dorosłych z piątką dzieci to w 2035 roku więcej wyborców niż pozostali razem wzięci. W zasadzie, to z egoistycznego punktu widzenia, w interesie tych dwóch rodzin leży całkowita likwidacja emerytur. Po co wszystkie dzisiejsze dzieci mają wtedy płacić horrendalne daniny, z których opłacane będą emerytury całej dziesiątki dzisiejszych dorosłych. Czwórka najbardziej dzietnych rodziców na pewno więcej zyska na bezpośrednim transferze.  Zaś bezdzietni emeryci mogą wtedy wylądować na zbiorowej pryczy. 
Bardzo mnie ciekawi, na jakiej podstawie można się spodziewać, że w 2035 roku będę poczuwał się do większej solidarności z moimi bezdzietnymi rówieśnikami walczącymi o większe obciążenie podatkami moich dzieci, niż z tymi ostatnimi. Przydałoby się, by ktoś przeprowadził symulacje elektoratu 2035 na podstawie obecnych danych demograficznych, z uwzględnieniem więzi rodzinnych. Wszak wszyscy, którzy wezmą udział w wyborach w 2030 już się urodzili i policzyć się ich da. Na razie nie mam na to zupełnie czasu, lecz byłby to bardzo istotny wkład w dyskusję nad konsekwencjami wydłużenia życia przy zmniejszaniu dzietności.  Czysto spekulacyjnie można tu dojść do zupełnie skrajnych scenariuszy.

9 komentarzy do “Polityka pokoleniowa

  1. ~Wyborca LPR

    Człowieku, miej trochę przyzwoitości i nie wcinaj się ze swoim gdybaniem w sprawy poważne. Jeśli rząd jedną uchwałą zabiera dzieciom dzieciństwo wprowadzając wiek szkolny od lat sześciu, a drugą odbiera ludziom starość wprowadzając obowiązek pracy do lat 67, to ja pytam o co tu naprawdę chodzi. Czym jest ten rząd, co on realizuje i do czego zmierza. Pytanie to trzeba postawić. Wszelkie inne sprawy, to tylko tło, może istotne z innych względów, ale nie oświetlające prawdziwego problemu. A jest to problem poszanowania ludzkiej godności.

    Odpowiedz
  2. ~ojciec

    Człowiek mądry i zapobiegliwy nie koncentruje się na zostaniu niewolnikiem w pracy, a dba o rodzinę. Ma dwoje, troje dzieci przynajmniej. Wychowuje je dobrze. Poświęca się im, a nie nartom, imprezom czy durnowatemu szefowi. I jest spora szansa, że przynajmniej jedno nie odrzuci starego ojca. Reszcie zostają domy starców i szansa, że dopuki są świadomi, to nie bądą przywiązywani do łóżek (dla własnego dobra).

    Odpowiedz
  3. ~AnakondaPPPS

    Co obce banki Polsce i emeytom zabraly na walke o wolnosc i Zachodnia demokracje musza zrocic zebys my mogli przeprowadzic pelna Polski restauracje.

    Odpowiedz
  4. ~anik

    W swoim wywodzie wziął pan pod uwagę zbyt mało czynników. Chociażby takich że demokracja to fikcja, że przeciętnie 50% wyborców głosuje a 50% nie. Zależy które 50% będzie bardziej aktywne, jak będzie wyglądała ordynacja wyborcza, jaki będzie ustrój społeczno-ekonomiczny w tym czasie, jaka będzie długość życia. Ilu z tej pana grupy w ogóle dożyje wieku emerytalnego. Wszelkie tego typu artykuły są jak wróżenie z fusów. Podobnie jak nikt nie jest w stanie przewidzieć pogody na 2035 rok, tak samo nie jest w stanie przewidzieć jaka będzie sytuacja ekonomiczna emerytów.

    Odpowiedz
  5. ~zgaga

    Kompletne bzdury wyssane z palca.Wystarczy by potencjalni rodzice mieli prace i dobra płacę by wychować dzieci to zaraz więcej by sie rodziło.Teraz kobiety drżą o pracę..sa zwalniane pod byle pretekstem jak tylko mają brzuszki a po urodzeniu malucha tez nie bardzo mogą wrócic do pracy.

    Odpowiedz
  6. ~ja

    panie flis, piszesz pan kompletne bzdury bo nie rozumiesz pan co oznacza współczynnik dzietnośc .radze wrócić do szkoły

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *