Listy przesyłane przez regionalne władze PO centrali, we wdzięczny sposób potwierdzają tezy stawiane tu przed 3 miesiącami. Jeśli posłowie tworzący regionalne władze czują się wystarczająco silni i realnie boją się utraty mandatu, wycinają bez litości swoich najgroźniejszych konkurentów. Los Elżbiety Radziszewskiej i Łukasza Gibały jest tu zobrazowaniem strategii „na ostro”. Los Gowina, Mężydły i Muchy – strategii „na gorzko”. Szansa na stratę mandatu przez medialnych posłów zepchniętych na dalsze miejsca jest generalnie niewielka, choć gorycz upokorzenia jest niewątpliwa. Szczególnie, że wewnątrzpartyjni konkurenci nie zaprzątają sobie głowy, by przedstawić w mediach jakieś przekonujące uzasadnienie dla takiego przeczołgania. Reguła jest oczywista: I co z tego, żeście wygadani, jak swojej „spółdzielni” nie potraficie zorganizować tak, jak my – dlatego to nam się należą pierwsze miejsca. Ciekawe jak podejdzie do tego Tusk – twarda wewnętrzna rywalizacja, która zapowiada się w przypadku takich przetasowań, raczej szkodzi generalnemu wynikowi, na pewno zaś nie poprawia atmosfery wokół i wewnątrz partii. Jak wiadomo, regionalne władze w PiS wolały w ogóle nie angażować się w rozgrywki o kolejność, unikając nawet przedstawiania wstępnego rankingu. Gra rozpocznie się tam dopiero po rejestracji list.
Jak pisałem poprzednio, poza stratą/zyskaniem pierwszego miejsca, zmiany kolejności są w zasadzie bez znaczenia. Zależności są znacznie bardziej złożone a pole do rozgrywek spore. Nie znaczy to jeszcze, że jest sens opisywać wszystkie podchody z układaniem list związane. Ostatnie szczególnie rozczuliła mnie powtarzana w różnych mediach informacja o zarezerwowaniu dwunastego miejsca na wszystkich listach PO na potrzeby jakiejś tajemniczej inicjatywy Tuska. Co to za inicjatywa dociekał nie będę, lecz ci,którzy się nią ekscytują, najwyraźniej nie są wtajemniczeni w praktykę polskiego systemu wyborczego. Nie zadali sobie trudu by dociec na przykład, jaką rolę odgrywało dwunaste miejsce w poprzednich wyborach. Wiem, wiem – grzebania w sieci dużo a temat na tekst mógłby od tego się popsuć. Jak zapowiadałem, tego typu zabawy będę starał się jednak psuć samemu choć trochę. Dlatego dla wszystkich, którzy chcą patrzeć na układanie list ze świadomością realiów, trochę danych. Na początek liczba posłów, którzy zdobyli mandat z danego miejsca na tle ogółu kandydatów z takiego miejsca (np. PO-P to posłowie, PO-K – kandydaci bez mandatu). Dane dla”pierwszego naboru”, czyli przed uzupełnianiem mandatów po wyborach europejskich i katastrofie smoleńskiej. Miejsca powyżej 30. pominąłem, bo nikt z takich kandydatów mandatu nie zdobył.
Jak widać, tylko jeden poseł zdobył mandat startując z 12. miejsca (wspomniany Łukasz Gibała). Na 41 w PO i 164 we wszystkich partiach. To nie żaden ewenement – z 11. miejsca w PO do Sejmu nie dostał się nikt. Z 18. miejsca nie było żadnego posła w żadnej partii. W procentach dla dwóch grup partii – dużych i małych – zdobywcy mandatów wśród kandydatów wyglądali tak:
Choć w dużych partiach jedynka ma mandat pewny, to w mniejszych już tak powiedzieć nie można. Nawet w dużych nie ma już pewność dla dwójki. Jeszcze z czwartego miejsca mandat zdobył w PO i PiS co drugi kandydat, lecz już z ósmego – tylko co dziesiąty. W LiD od trzeciego miejsca zwycięskich kandydatów da się policzyć na palcach a i to tylko z powodu perypetii związanych z oddawaniem wyższych miejsc małym koalicjantom, gdy elektorat SLD wolał swoich.
W samych dużych partiach z kandydatów w drugiej dziesiątce mandat zdobył co czterdziesty a szczegółowe miejsce najwyraźniej nie miało żadnego znaczenia. Podobnie z trzecią dziesiątką, choć tu pojawia się trochę zamieszania z ostatnimi kandydatami. W sumie są to jednak wszystko marginalne przypadki – we wszystkich czterech partiach, z prawie 2000 kandydatów z drugiej i trzeciej dziesiątki, mandat za pierwszym podejściem zdobyło 29.
Jednak sama medialna ekscytacja jest na pewno na rękę partiom – podtrzymuje złudzenia wśród „naganiaczy” i wśród wyborców, którzy chcą się kierować ich osobowościami czy osiągnięciami. W sumie to naprawdę perwersyjna gra – przewagę zdobędzie ta partia, która ściągnie na swoje listy więcej naiwniaków i w większym stopniu przekona ich, by w trakcie kampanii uwierzyli w swoje szanse. Ich – osobiście beznadziejne – zaangażowanie da dodatkowy mandat komuś z pierwszej dziesiątki. Od biedy co nieco przewagi może dać partii także duża liczba kandydatów, którzy w swój sukces nie wierzą, lecz których pozycja lokalna jest tak mocna, że im „wystarczy być” – ściągną dla partii głosy bez osobistego kiwnięcia palcem.
Generalnie – drodzy kandydaci z dalszych miejsc – jesteście dla partii bardzo ważni tak długo, jak długo w to ktokolwiek wierzy, wy zaś w szczególności. Na pewno każdy z kolegów z listy życzy wam jak najwięcej sukcesów w przyciąganiu nowych wyborców dla partii – byle jednak nie aż tylu, byście zdobyli mandat. Każdy z nich liczy na to, że nie wpadniecie na najprostszy sposób zabiegania o mandat – walkę o to, by twardy elektorat waszej partii nie głosował na lidera listy, tylko na was. To od sukcesu w takiej dyscyplinie zależy osobiste zdobycie mandatu. O tym zaś – w kolejnym odcinku.
Numerologia stosowana
Dodaj komentarz