Ograniczenie kadencji w samorządach

Oj dopiero dziś zauważyłem, że mój zeszłotygodniowy wpis jakoś się nie wgrał. Dla porządku postawię go raz jeszcze.

PiS postuluje „przewietrzenie samorządów” przez zakaz zajmowania stanowiska wójta, burmistrza czy prezydenta miasta przez dłużej niż dwie kadencje. Problem „przestabilizowania” samorządów jest problemem rzeczywistym – pisałem o tym na półmetku samorządu w lokalnym dodatku GW  – o tu (zgadaliśmy się kiedyś z Markiem Migalskim, że mamy podobne relacje z GW – bardzo dobre  w swoim regionie, natomiast w zasadzie całkowity brak kontaktu na poziomie ogólnokrajowym). Jednak pomysł z ograniczeniem kadencji jest dla mnie bardzo wątpliwy. Dlaczego?

Po pierwsze – może być zupełnie nieskuteczny w obliczu zastosowania wariantu „Putin-Miedwiediew”. Trudno sobie wyobrazić zakaz zajmowania jakichkolwiek stanowisk w samorządzie dla burmistrza z dwu kadencyjnym stażem. Cóż zatem stoi na przeszkodzie, by stworzyć dwuosobowy duet – burmistrz z wiceburmistrzem – i kandydować na zmianę.

Po drugie – burmistrzowi po zakończeniu drugiej kadencji nie będzie przysługiwać dożywotnia emerytura. Po drugim zwycięstwie będzie natomiast zwolniony z obowiązku rozliczenia się z wyborcami. W drugiej kadencji nie będzie czuł na plecach ich oddechu,będzie natomiast miał przed sobą perspektywę znalezienia sobie zatrudnienia po opuszczeniu urzędu. Wydaje się, że tworzy to bardzo demoralizujący układ motywacji.

Co jednak można zrobić, by nie wylewać dziecka z kąpielą a jakoś zaradzić przewadze, jaką ewidentnie mają nad konkurencją choćby i naprawdę mierni burmistrzowie? Na pewno warto zlikwidować dwie tury – one ułatwiają urzędującym utrzymanie się na stanowisku. Nęcą kandydatów pozostałych sił zwycięstwem w walce o dostanie się do drugiej tury, zamiast zbudowania zawczasu szerokich koalicji opozycyjnych względem kiepskich burmistrzów. Dwie tury zupełnie zmieniają sposób myślenia o wyłanianiu kandydatów. Tymczasem w drugiej turze wyborcy pretendentów przegranych w pierwszej turze są z reguły skłonni poprzeć urzędującego burmistrza, nie zaś jego ostatecznego konkurenta. Tak utrzymał się na stanowisku prezydenta Krakowa Jacek Majchrowski, choć lista jego wpadek i wątpliwych interesów jest naprawdę imponująca. Wiadomo, że w drugiej turze część elektoratu PO, mając do wyboru Majchrowskiego i kandydata PiS, wybierze Majchrowskiego. Gdyby zaś do drugiej tury wszedł kandydat PO, to Majchrowskiego poparłby elektorat PiS. Razem z wyborcami zniechęconymi do partii w ogóle, daje to wielką przewagę takim „bezpartyjnym”samorządowcom.

Można też rozważyć wybór burmistrza w „pakiecie” z radnymi. Głosowanie na burmistrza odbywa się w ten sposób, że każdy kandydat na radnego wyraża oficjalne poparcie dla swojego kandydata na burmistrza. Wyborca ma tylko jeden głos. Głosy na burmistrza są sumą głosów oddanych na popierających go radnych. Tą metodą ktoś, kto chce być burmistrzem, musi zdobyć poparcie szeregu wiarygodnych ludzi –kandydatów na radnych. To znacznie trudniejsze, niż zdobycie osobistej popularności, choć znaczenia tej ostatniej nie przekreśla. W obecnym systemie często dzieje się tak, że obóz rządzący co prawda traci poparcie w radzie, lecz przewaga osobistej popularności burmistrza przeważa szalę na jego korzyść w starciu z pretendentami. Zachowuje stanowisko, choć ma przeciw sobie wrogą radę – często jej przewodniczącym staje się jego najgroźniejszy wyborczy konkurent. To samo w sobie jest przyczyną niepotrzebnych konfliktów.  

Już tylko dla czystej złośliwości warto spytać, jeśli to takiedobre rozwiązanie, to dlaczego by nie „przewietrzyć” Sejmu, zakazującposłom zasiadania w nim dłużej niż dwie kadencje…

8 komentarzy do “Ograniczenie kadencji w samorządach

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *