Zdaje się, że niewiele pomogą głosy rozsądku, jak choćby tekst Rafała Matyi w „Dzienniku” (tu). Zdaje się, że doświadczenia ostatnich dwóch lat wyrobiły u liderów PO i PiS prosty odruch – zawsze trzeba mówić coś odwrotnego od tego, co mówi druga strona. Jest faktem, że pomiędzy śmiertelnymi wrogami nie ma pola kompromisu. Jeśli ktoś chce mnie zabić, to co mu mogę zaproponować jako ustępstwo – ucięcie ręki? Tym niemniej, wygląda na to, że obie strony zapominają, że nie są na scenie politycznej same. Podgrzewanie wzajemnej animozji dało im obecną siłę. Jeśli jednak ciśnienie będzie nie do wytrzymania, może stać się to zaproszeniem dla nowych sił. Zdaje się, że Ujazdowski, Rokita, Dutkiewicz i Polaczek nie mogliby sobie wymarzyć równie obiecującego dla ich inicjatywy przebiegu zdarzeń. Na dzień dzisiejszy możliwe są trzy warianty (w ustępstwo którejś ze stron niestety nie bardzo wierzę) – w kolejności prawdopodobieństwa: referendum, rozpad PiS, przyspieszone wybory. Referendum osłabia PiS w niewiele mniejszym stopniu jak rozpad. Wybory też są okazją do zgłoszenia własnej listy. Dodatkowo, choć europejskie starcie z PiS może ściągnąć pod sztandary PO kolejnych wyborców LiD, to jednak może także zniechęcić część bardziej konserwatywnego elektoratu – a w każdym razie bardziej ich otworzyć na zachęty ze strony nowej inicjatywy. Każdy z tych wariantów daje konserwatywnym outsiderom szansę – nie za wielką, ale i tak lepszą niż to, co mogli sobie wyobrazić jeszcze miesiąc temu.
Nawiasem mówiąc, teraz widać wyraźnie, jak niecierpliwość Kazimierza Marcinkiewicza ograniczyła jego pole manewru. Gdyby przez bardziej centrowych polityków PiS dalej byłby uznawany za „swojego”, choć kontestującego przywództwo Jarosława Kaczyńskiego, miałby teraz okazję do powrotu do wielkiej polityki jako alternatywny przywódca. Samodzielnie dystansując się od PiS jako całości, może co najwyżej wesprzeć alternatywę w jej (mimo wszystko) dalece niepewnym przedsięwzięciu.
nowe garnitury nie zdzialaja takze nic,za wiele jest osobistego ego
Panie JarosławieJa akurat chcę napisać nie o artykule „Na złość mamie .. ” tylko o „eseiku” w ostatnim Tygodniku Powszechnym „Gry w Trójkącie” (ale nie mogę znaleźć miejsca gdzie to wsadzić). Artykulik jak zwykle napisany bardzo zgrabnie, z dużą swadą i nawet miejscami dowcipnie tylko o niczym. W żadnym miejscu nie odnosi się do samej reformy mediów publicznych. Teoretycznie felieton-esej jest więc poświęcony stosunkowi poszczególnych partii do tej reformy, naprawdę jednak nie posługuje się rzeczywistymi faktami. Owszem, wspomina kilka powszechnie znanych zdarzeń z niedawnej historii i wypomina znane przywary polityków na topie. Nie komentuje jednak żadnego konkretnego posunięcia w tym zakresie, żadnej wypowiedzi żadnego polityka którejkolwiek partii dotyczących obecnego stanu i postulowanych kierunków działań! Jego główna wymowa to stwierdzenie, że wszyscy kłamią i chcą ugrać dla siebie, a najbardziej oczywiście lewica (to stwierdzenie wydaje sie obecnie konieczne w nowej naszej poprawności politycznej, nobilitujące młodych doktorów socjologii – patrz np. sąsiedni artykuł p. Brzezieckiego; dzięki niemu zaczynam być fanem lewicy z przekory). Jeśli nawet to prawda, to warsztat naukowca wymaga choć paru przesłanek. By dojść do takiego wniosku, że wszyscy kradną albo chcą władzy wystarczy posłuchać dyskusji staruszków w parku czy w kolejce do lekarza. A ja naprawdę „Tygodnik Powszechny” uważałem i nadal jeszcze kupuję, by dowiedzieć się czegoś o świecie. Życzę trochę mniej samozadowolenia i naukowego stresuJan Urban
Z pokorą przyjmuję krytykę. Tezą tego tekstu, która jak widać nie została podana wystarczająco jasno, jest stwierdzenie, że nie chcę się zajmować merytoryczną dyskusją o takim a nie innym rozwiązaniu problemu mediów publicznych. Pomijając kwestię, że się na tym znam nader umiarkowanie, to z rozmów z politykami, które zdarza mi się prowadzić, wynika jedno. Nie mają do siebie wzajemnie tyle zaufania, by wierzyć w szlachetne intencje swoich przeciwników i konkurentów. Jeśli każda propozycje rozpatrywana jest tylko i wyłącznie pod kątem, kto na tym zyska w bieżącej politycznej rozgrywce, to wypada do wziąć pod uwagę w kalkulacji, w którą stronę sprawa zmierza. Nie uważam, że lewica jest tu w czymś gorsza i nie mam wrażenia, że to wynika z tekstu. Trzyma ten sam standard. Naukową statystyką tego niestety nie udowodnię – mogę tylko przedstawić dość „miękkie” rozważania. Zaś za wszystkie pozytywne uwagi bardzo dziękuję.
Kazio jest skończony, największy frajer polityczny zaraz po Yurku, roztrwonił co miał, poza posadą w banku w Londynie, ale to też nie na wieki ? PiS przeżyje starcie a może nawet się wzmocni ? Platfusy będą zniżkować to kwestia czasu, ile będą ściemniać o cudach ? chociaż frajerów nie brak. Ludowcy ? to jest zagadka utrzymają się czy nie ? myślę że w dalszej perspektywie będą zanikać. Czerwoni bracia, teraz dołują, i raczej ten trend się utrzyma. Reszta się nie liczy i nie powróci pod żadnym sztandarem, chyba że upiją naród.
Dobrze że jest jeszcze LID – trzecia droga
Panie Jaroslawie, ja po prostu nie moge się doczekać konca PiS-u. To bardzo szkodliwa formacja, złozona z ludzi marnych, ktorej przewodzi wprawdzie panski imiennik, ale czlowiek kompletnie zaslepiony i przez to nieodpowiedzialny. I tu iskierka nadziei, ze wreszcie wepchnie te partie marnych ludzikow w przepaść.
Jak się ma 16 lat to mozna takie bajki pisać.